wtorek, 7 maja 2013

Rozdział 4 ''Only my''


+18
Decydujesz sam czy czytasz.
Nie ponoszę żadnej odpowiedzialności za ''uszczerbki na zdrowiu''.
Rozdział nie sprawdzany, za błędy przepraszam.
Miłego czytania.


Jej śmiech rozbrzmiewający echem po moich uszach był niczym śpiew tysiąca słowików. Napawała mnie pozytywną energią aż po czubek głowy, a ja siedziałem w salonie mojego domu i zastanawiałem się czy mogę nazwać ją moim aniołem. Przybyła po to by wszystko zmienić, jakby się wydawało na gorsze lecz tak naprawdę była jak przedszkolak tuż po przebudzeniu. Porywcza, zabawna, miła i wyrozumiała. Jako jedynej pracownicy Modest! nie zależało jej na pieniądzach, które zarobi tylko na moim szczęściu. Szczęściu spisanego na straty Harrego. Kiedy tak tu siedzę tuż obok niej, zastanawiam się czy to, że Bóg wreszcie zesłał mi uśmiech nie jest jakimś spiskiem. Kaja jest inna. I to w jak najbardziej pozytywnym znaczeniu. Kiedy siedzieliśmy w biurze Simona po prostu powiedziała mi, że Mangament wymaga od niej zamieszkania ze mną i Louisem, lecz co zaskakujące ma wolne Środy i Czwartki, w których jak postanowiliśmy będzie spędzała u siebie w domu pomagając mamie. Główne założenie "Karri"- jak to ładnie się nazwaliśmy mówi, że chciałem odejść z One Direction po to by razem z Kają wylecieć do Nowego Jorku by tam moja dziewczyna mogła studiować medycynę, lecz kiedy moja kochana Kaja dowiedziała się o tym co zamierzam zrobić odsunęła mnie od tego najdalej jak mogła. I oto cała historia. No prawie, pozostała nam tylko jedna sprawa...
 -Loczek, a więc jak się poznaliśmy?- zapytała odgarniając niesforne pasmo brązowych fal wchodzących jej do oczu. Zaśmiała się subtelnie kiedy zobaczyła moją zapewnie zdezorientowaną minę.
-Kaju, ty mój promyczku...- zachichotałem- Poznaliśmy się w loży Vip koncertu Ed'a Sheeran'a październik tamtego roku kiedy chłopcy poszli na imprezę z Little Mix, a ja przyjąłem zaproszenie przyjaciela.- uśmiechnąłem się do niej i sięgnąłem po ostatnie, samotne ciasteczko leżące na porcelanowym talerzyku tuż obok naszych kubków po herbacie (choć Kaja preferuje kawę).
-Obżartuch.- dziewczyna uśmiechnęła się do mnie tajemniczo i gdy już miałem nadgryźć ciastko złapała mój nadgarstek i jednym sprytnym ruchem wyrwała mi przysmak z dłoni chowając go w swoich ustach.
-Osz ty małpo.- żachnąłem się i złapałem biodra dziewczyny w obie ręce przyciągając ją bliżej.-Tak się bawisz?- zapytałem retorycznie wpatrując się w jej czekoladowe oczy.-No to masz!- krzyknąłem i zacząłem ją łaskotać. Brunetka kręciła się we wszystkie możliwe strony zalewając mnie falą melodyjnego śmiechu, który tak polubiłem.
-Harry! Ha-Ha-Hazza!- pisnęła wpadając prosto w moje ramiona, chcąc zapewne uniknąć dalszych psot. Poczułem jej drobne ciało w swoich ramionach, jej głowę wtuloną w mój tors i coś we mnie pękło. Dotarło do mnie to, jak bardzo dzięki jednej, właściwej osobie mogłem się zmienić. Jak jedna osoba wyciągnęła mnie choć na chwilę z rzeczywistości w której żyłem. Jak jedna osoba sprawiła, że postanowiłem dalej walczyć. Jak jedna osoba stała się uśmiechem na mojej twarzy. Byłem bliski rozpłakania myśląc o tym wszystkim. Objąłem dziewczynę i oparłem się o jedną z poduszek, żeby promyczek mógł położyć się na mnie.
-Kaju, nie uciekaj.- powiedziałem widząc strach w jej dużych oczach. Bała się tego, że mogę zrobić coś czego będę żałował w przyszłości. Coś co nas obu zrani.
-Harry, wiesz, że nie musimy, prawda? Banie się nie jest złe, pamiętaj.- uśmiechnęła się delikatnie kompletnie nie spodziewając się kolejnego moje ruchu. Delikatnym ruchem ująłem policzek dziewczyny, burząc całkowicie dystans między nami, przyciągnąłem jej usta wprost do moich
-Harry...- szepnęła dążącym głosem, lecz szybko jej przerwałem
-Ucisz się, chcę tylko czegoś spróbować.-powiedziałem prosto w jej usta złączyłem nasze wargi w niepewnym, pełnym strachu pocałunku. Początkowo byliśmy ostrożni, delikatni, ale tylko stwarzaliśmy pozory. Niewątpliwie coś nas do siebie przyciągało, oboje dążyliśmy do tego pozornego szczęścia, a życie nie mało razy skopało nam dupy. To było złe, wiem. Ale do cholery co mogłoby przyciągać mnie do Kai jak magnes, jeśli nie potrzeba szczęścia, chwilowej uwagi. Ręce brunetki nieśmiało powędrowały ku moim policzkom, a ja swoją rękę ulokowałem na jej pasie, trzymając ją mocno i pewnie. Chciałem, pragnąłem by poczuła tą samą wypełniającą ją odwagę, którą poczułem ja. Jednym ruchem przekręciłem naszą dwójkę tak by dziewczyna leżała pode mną, a nasze nogi były złączone razem. Moje rozłożone były tuż przy zagłębieniu szyi brunetki. Czułem napięcie, pożądanie które w nas rosło. Cholera, czułem się z tym źle, ale po ostu pragnąłem Kai tak mocno jak tylko homoseksualny chłopak może pragnąć przepięknej heteroseksualnej dziewczyny. Z dużym sumieniem pogłębiłem pocałunek i delikatnie przygryzłem dolną wargę Kai pragnąc, niczym złodziej wkraść się do jej jamy ustnej. Zatańczyć z jej językiem nieznany jeszcze taniec, a jak poecie tancerz ze mnie beznadziejny. Dziewczyna syknęła, a ja wykorzystując sytuację złączyłem nasze języki. To już nie było coś subtelnego, to była prawdziwa walka. Bomby wybuchały, pełne naboi karabiny strzelały, czołgi niszczyły wszystko, lecz teraz nie liczyły się losy świata, liczyliśmy się my i nasze wzajemne pragnienie nagich ciał w ciemnej sypialni. Kaja ku mojej pociesze wreszcie odzyskała pewność sobie i jej ręce znalazły się na moich plecach, a nogi oplotła wokół mojej miednicy. O Boże, czy mogłem się aż tak tym podniecić jak to odczułem? Jęknąłem cicho prosto w jej usta, czując tylko jak mój od dawien dawna nie używany przyjaciel pulsuje. Louis wybacz.-pomyślałem i uniosłem nasze dwie sylwetki w górę, by udać się z dziewczyną na górę.
-O mamusiu.- szepnęła kiedy idąc na górę po schodach delikatnie ściągnąłem jej biały sweterek, sprawiając, że moje spragnione oczy mogły napoić się widokiem jej piersi. Znów zaatakowałem jej wargi, odcinając dostęp tlenu do naszych płuc.
-Aż tak Ci się podoba?- zaśmiałem się pomiędzy seriami pocałunków.
-Od razu przepraszam z to siostrę.- szepnęła wplątując dłonie w moje i tak już zmierzwione włosy. Uśmiechnąłem się do moich myśli, wyobrażających sobie szaloną Directioner dowiadującą się o tym co jej ukochana siostra i jeden z idoli wprawiają w łóżku. Gdy znaleźliśmy się już w mojej sypialni subtelnie położyłem Kaję na łóżku i ściągając swój czarny T-shirt po raz kolejny rzuciłem się na czerwone od wszystkich ataków usta brunetki.
-No i gdzie te Twoje cztery sutki?- zapytała błądząc rękami po moim torsie. Po raz kolejny zaśmiałem się prosto w jęk usta i poprowadziłem jej ręce w miejsce o które zapytała. Co działo się w mojej jamie ustnej? Już kolejna z rzędu wojna, dziki galop który nie widział końca swojej nieprzewidzianej podróży. Objąłem pewnie pośladki dziewczyny na co ona w naturalny dla niej sposób zareagowała radośnie. Poczułem jej zręczne palce kombinujące coś przy moim rozporku. O ukochany smaku mrożonej kawy! To dzieje się naprawdę. Kaja zassała moją dolną wargę, a ja aż wygiąłem się z rozkoszy. Co ona ze mnie zrobiła?
-Ten Twój kurewski zamek.- zaklęła opuszczając moje usta by schylić się wprost nad moim kroczem szarpiąc się z obrażonym na cały świat zamkiem. Panie policjancie strzeż moich myśli w tym momencie bo najgorszy zboczeniec takich nie miał. Jęknąłem klnąc przy tym  jak nigdy wcześniej. Wreszcie poczułem ulgę. Za ciasne spodnie i moja nabrzmiała długość niezbyt się lubiły.
-Harry, Twoje myśli słychać na kilometr.- poinformowała mnie dziewczyna obdarowując mój tors pocałunkami.
-Staram się trzyyyymać wodze wyobraźni.- wyspałem czując rękę Kai tam gdzie tak bardzo o niej marzyłem. Dobra, ktoś mi powie kiedy ona pozbawiła mnie bokserek? Poczułem jej długie palce wijące się po moim członku tak wyraziście, iż moje ciało wygięło się w chińskie literki.
-O... Mój... Kaja... Kur... Ochhh...- wyjęczałem pod wpływem jej dotyku. I wtedy to poczułem, jej język właśnie tam. Nie mogłem już trzymać wyobraźni to po prostu wyszło ze mnie z każdym jej ruchem. Jęczałem jej imię wijąc się na wszelakie możliwe strony. Gdyby to był Louis... Przeszło mi przez głowę. O nie, Tomlinson teraz to Ty wynosisz się z mojej głowy. Kaja delikatnie zagryzła skórę mojego członka co przepędziło Louisa z mojej głowy. Dziewczyna gwałtownie przyspieszyła a jedyne co jęknąłem to: O mój kochany pluszaku, pieprzę Twoje usta. Nie wiem co było później, Kaja wraz z nasieniem wyssała mi mózg i wszystkie wnętrzności.
-I jak?- zapytała oblizując usta i całując mój policzek. Matko, ta dziewczyna mnie połknęła. Dosłownie. Kaja przeczesała swoje włosy ręką i sięgnęła po swój stanik który nie wiadomo kiedy z niej zdjąłem.
-Hej, hej! A ty moja droga gdzie się wybierasz?- zapytałem trzymając jej nadgarstek.- Uważam, że to się tak nie skończy.- uśmiechnąłem się tajemniczo i z dolnej półki mojej nocnej szafki wyjąłem paczkę prezerwatyw.
-Harry.- zaśmiała się ściągając swoje spodnie.-Jeśli..
-Jeśli nie chcę nie muszę, tak wiem ale cholernie mocno cię teraz pragnę. Kaja chcę być w Tobie.- zakomunikowałem składając jeden powolny pocałunek na jej ustach. Usłyszałem jej cichy pomruk przyzwolenia i powolnie ściągnąłem jej majtki, nakładając na siebie zabezpieczenie. Ująłem talię dziewczyny ręką i delikatnie się w nią wślizgnąłem. Usłyszałem jej póki cichy jęk. Szczerze mówiąc sam poczułem powrotnie zalewającą mnie falę podniecenia. Subtelnie ruszałem się w niej nie chcąc sprawić jej bólu. Dziewczyna zacisnęła rękę na moich plecach i objęła mnie nogami w pasie, sama nadając tempo.
 -Harry... Choleeeeera... Mo-mocniej- syknęła wprost do mojego ucha. Zacząłem w niej przyspieszać co przywitała wiązanką przekleństw o jęków. Z każdym kolejnym pchnięciem byłem szybszy, lecz Kaja o tak pragnęła bym robił to szybciej. I weź ją człowieku zadowalaj. Staliśmy już na samej krawędzi rozkoszy kiedy usłyszałem przeszywający powietrze  trzask zamykanych drzwi wejściowych. Nie ma co osoba miała miłe powitanie: O MÓJ HAROLDZIE, BÓG SEKSU!- krzyknęła Kaja dochodząc kilka sekund przede mną. Z braku siły opadłem wprost na nią po skończonym stosunku. Ta dziewczyna miała moc. Nie byłem w stanie wyrzucić z siebie ano słowa. Kaja po prostu mnie wykończyła- mnie i moje sumienie.
-Dziękuje.- wyszeptała po kilku minutach całując mnie w stanie czoło. Oboje podnieśliśmy się z łóżka. Brunetka cały czas spoglądała na mnie kocim wzrokiem szczególnie gdy zakładała mój czarny T-shirt i wyciągnęła szare bokserki z szuflady.
-Nie przeszkadza Ci to?- zapytała przygryzając wargę. Oszołomiony kiwnąłem głową i dalej siedziałem na łóżku nie mogąc podnieść się by dokończyć ubranie bokserek.-Hej Hazz! Czy jestem aż tak seksowna jak wskazuje na to Twoja miną?- zaśmiała się i siadając na mnie okrakiem pomogła mi podciągnąć bokserski na właściwe miejsce.-Gotowe.- zaśmiała się i po raz kolejny ucałowała środek mojego czoła.- A teraz nieś mnie na pożądany obiad ponieważ jestem głodna jak wilk.- uśmiechnęła się do mnie promiennie i oboje zeszliśmy na dół przepychając się i śmiejąc do rozpuku na schodach. Jak dzieci, jak osoby które wreszcie z nas wyszły. Zbiegliśmy po ostatnich schodach trzymając się za ręce i wtedy ich zobaczyłem. Zayn, Niall, Liam i Louis siedzący w salonie, na tej samej białej kanapie, która była świadkiem gry wstępnej do stosunku z Kają. Wmurowało mnie, Kaję która instynktownie stanęła za mną również. =0D=0A-No proszę, proszę Pan-Będzie-Mi-Lepiej-Bez-One-D już się z pierwszą lepszą zabawia.- wycedził Louis plując na kilometry jadem. Co ja do cholery zrobiłem?
-Po pierwsze, panie Tomlinson.- powiedziałem słono płacąc za swoje grzechy- Właśnie nazwałeś dziwką moją dziewczynę, Kaję.- oznajmiłem ciągnąc dziewczynę przede mnie tak, bym mógł spokojnie ją objąć.- Po drugie nie zabawia się lecz uprawia miłość lub współżyje z osobą która jest teraz dla niego przyszłością.- Bingo, tu Louisa mam. Zabolało.-A po trzecie nie, żaden ze mnie Pan Solista bo to głównie dzięki mojej dziewczynie zostaję z Wami.- wycedziłem przez zęby kątem oka zerkając na promienny uśmiech Nialla, dumny uśmieszek Liama i szok Zayna.
-Yeeeeeeeeeech!- wykrzyknął Niall rzucając się na moją szyję, tym samym zgniatając biedną dziewczynę.-Wiedziałem, że Nas nie zostawisz!- Ach ten Horan, zawsze taki sam. Czasami zastanawiam się ile on ma naprawdę lat, 20 czy 5? Ale kochałem go bez względu na wszystko, był moim bratem i dlatego również mocno wtuliłem się w jego pachnącą truskawkami, szarą bluzę. Kiedy blondasek odsunął się od nas zauważyłem, że Kaja odłączyła się ode mnie siadając na jednej z miękkich puf. Następny odezwał się Liam stojący tuż przy rozmarzonej dziewczynie.
-No to witamy w rodzinie Kaju.- Payne uśmiechnął się przyjacielsko i dusił dziewczynę w uścisku -Danielle, moja dziewczyna na pewno się ucieszy, że Harry wreszcie sobie kogoś znalazł.
-Perrie też!- deklarował mulat, przerywając przyjacielowi w pół słowa.
-Tak, moja Hayley... Również chętnie ją zapozna.- wycedził Louis podnosząc się z kanapy.-Przykro mi, że przerywam czułości ale wróciliśmy dziś do domu, głowa mnie boli i po prostu się wynoście.- powiedział Tomlinson krocząc schodami w kierunku swojej sypialni. Dlaczego on mi to robił? Boże błagam nie odbieraj mi teraz tego co zbudowałem z Kają, chce jeszcze mieć nadzieję. Chłopcy wynieśli się z naszego apartametu w mgnieniu oka, a Kaja podeszła do mnie obejmując mnie od tyłu.
-Idź do niego.- wyszeptała i poklepała mnie pokrzepiająco po piersi. Miała rację, musiałem z nim pogadać, lecz w tej chwili wolałem umrzeć niż pokłócić się z Louisem o coś co nie byłoby głupim pilotem do telewizora. Otarłem gromadzące się w oczach srebrzyste łzy i udałem się do sypialni Lou. Raz kozie śmierć, albo to sobie wyjaśnimy, albo już mogę popełniać samobójstwo. Drzwi do jego pokoju tuż naprzeciwko drzwi do jeszcze świeżego miejsca zdrady samego siebie [tutaj czytaj mój pokój] były uchylone, więc pewnie wkroczyłem na jego terytorium. Siedział tyłem do zasłoniętego roletami okna. Dałabym sobie rękę uciąć, iż słyszałem jak płacze. Co.do.cholery?
-LouLou?- zapytałem niepewnie. I wtedy to zobaczyłem. Chłopak podniósł swoje zapłakane lazurowe spojrzenie wprost na mnie.
-Jesteś mój Harry, tylko mój.- wyszeptał zanosząc się od płaczu.

 *
Kochani! Chciałam Wam podziękować za to jak bardzo podnosicie mnie na duchu :) Każdy komentarz znaczy dla mnie bardzo dużo, chcę żebyście o tym wiedzieli. Mam nadzieję, że wszytko w opowiadaniu Wam się podoba. Rozdział pisałam już dawno, ale jak zawsze został napisany na telefonie, a we mnie siedział leń i nie miałam ochoty przenosić go na bloga. Mam do Was jednak kilka pytań.
1. Chcielibyście zobaczyć zwiastun bloga? :) 
2. Jak sami widzicie moje opowiadanie nie jest bardzo popularne, nie zrozumcie mnie źle, nie zależy mi tylko na komentarzach. Chcę poprosić Was tylko o małe polecenie bloga, chciałabym znać opinię większej ilości Larry Shipper. Choć jak widzicie i ta opinia którą teraz zostawiacie jest dla mnie bardzo ważna. Jeśli ktokolwiek z Was pomoże mi w rozgłoszeniu tej ''działalności'' mogę zrobić dla Was co tylko chcecie. Odezwijcie się na Twitterze- @StillLoveBiebur jeśli w jakiś sposób mi pomożecie.
Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni rozdziałem.








sobota, 13 kwietnia 2013

{003} Figure 8


Dokładnie pamiętam bolesne dni uświadamiania sobie mojej orientacji. To było coś w rodzaju uderzającego mnie wspomnienia z przyszłości. Louisa zawsze miałem pod ręką, jego uśmiech, głos, lazurowe tęczówki. Byliśmy w trasie, najczęściej razem w hotelowym pokoju więc nigdy nie odczuwałem jakiejś tęsknoty za nim. Naprawdę. Czułem po prostu, że jak reszta chłopców jest częścią mojego wspaniałego życia. Lecz wystarczyła jedna noc kiedy czerwono włosa wtargnęła do mojego idealnie ułożonego świata i zburzyła mury mojej harmonii. Po raz pierwszy zobaczyłem ją po zakupach na Oxford Street. Razem z Zaynem wybraliśmy się na mały spacer, oczywiście Louis miał iść z nami ale, jak się później okazało nawciskał nam kitu mówiąc, że źle się czuje. Tego dnia miałem naprawdę dobry humor, zresztą jak zawsze po udanym wypadzie z Zaynem. Miałem wrócić do domu i usiąść przed telewizorem oglądając przy boku Tomlinsona po raz tysięczny ,,Mój brat niedźwiedź’’ ale moje plany zostały bezczelnie zniweczone. Wkroczyłem do domu nucąc pod nosem bliżej nieokreśloną melodię i wtedy to zobaczyłem. To nie było zwykłe ujrzenie przyjaciela obściskującego się ze swoją, jak wywnioskowałem, nową dziewczyną tylko… Jakby po prostu mój prywatny, ukochany pluszowy miś znalazł sobie nowego przyjaciela. Czułem się w jakimś stopniu zdradzony. Każdy normalny przyjaciel poszedł by do siebie, założył słuchawki na uszy i cieszył się barkiem chęci do współżycia po zobaczonej na własne oczy akcji seksualnej. Ale nie Harry Styles. Stałem tam jak wryty i patrzyłem jak Louis w nią wchodzi na naszej ukochanej czerwonej kanapie. Słyszałem ich jęki, a moje serce po prostu pękało. Nie wiedziałem co robić, przecież był tylko moim kumplem… Najlepszym przyjacielem i nigdy nic więcej nie czułem, nigdy. Aż do tamtej chwili kiedy po porstu zacząłem płakać i jak nastolatka o złamanym sercu wbiegłem na samą górę pociągając nosem i skupiając załzawione oczy na schodach by się nie przewrócić. Byłem dnem, totalnym zerem. Jak niby miałem mu wytłumaczyć, że przyglądałem się jemu i dziewczynie w akcji przy tym zalewając się rzewnymi łzami? Byłem spalony. Już czułem jak zmartwiony, a zarazem kipiący wściekłością wpadnie do mojego pokoju ubrany tylko w czarne bokserki Calvin’a Klein’a, nie wiedząc czy zacząć krzyczeć czy pytać co się stało. Chciałem tego, naprawdę pragnąłem ujrzeć jego umięśnioną klatkę piersiową, rozczochrane włosy i idealne gładkie dłonie. Cholera, wpadałem po uszy ale nie chciałem sam przed sobą tego przyznać. Najdziwniejsze w tej całej sytuacji było to, że z drugiej strony chciałem, żeby Louis został z dziewczyną co bezdyskusyjnie świadczyłoby o tym, iż on jest normalny… A ja odchodzę od zmysłów myśląc czy naprawdę mógłbym być odmieńcem i kochać kogoś… kogoś takiego jak ja. Przecież w życiu chodziło o to, żeby dziurę czymś wypełnić. A nasz związek byłby totalnie niezgody z jakąś… naturalnością? Z drugiej jednak strony miłość do kogokolwiek była jak najbardziej naturalna. Gubiłem się, myśl goniła myśl a ja nie mogłem się uspokoić. Potrzebowałem go, tak mocno, iż sam zastanawiałem się czy nadal mogę nazywać się Harrym Stylesem. Bo zawsze istniała opcja, że ktoś podmienił moją duszę tuż po przekroczeniu domu, prawda? Toczyłem jakąś bezsensowną bójkę Harry vs. Harry ale tak naprawdę już każdy wiedział, że przegram. I wtedy usłyszałem trzask drzwi. Louis znalazł się w moim pokoju kucając naprzeciwko mojej skulonej gdzieś w rogu pokoju osoby.
-Hej, Harriet wszystko okej?- zaśmiał się subtelnie obejmując mnie ramieniem. Miałem ochotę go rozszarpać ponieważ po raz kolejny zakpił z mojej fryzury oskarżając ją o zbytnią kobiecość, ale po prostu powstrzymałem się ponieważ po raz pierwszy w życiu pod wpływem jego dotyku rozpływałem się jak śnieg w ludzkiej dłoni. Dokładnie tak, ja byłem małym białym puchem a Louis chcącym roztobić mnie 36,6. Przyjaciel odgarnął na bok swoje brązowe włosy i kciukiem przejechał po moim policzku. Dokładnie w tej samej chwili pomyślałem czy jeszcze kiedykolwiek będę mógł nazwać go moim przyjacielem.
Londyn, Modest! Mangament Office.
Siedziałem samotnie na kanapie w jednym z pokoi należących do Simona. Co ten dupek znowu chce? Ostatnim razem kiedy tu byłem czepiał się mojego wymownego spojrzenia w stronę Louisa na Brit Awards. ,,Odchodzę’’ jest definitywne i nawet sąd mnie nie zmusi, żebym każdego kolejnego dnia pozbywał się życia jeszcze delikatnie płynącego w moim żyłach. Ja chcę żyć, może nie do końca ze świadomością Louisa i innej dziewczyny za ścianą w jego łóżku, lecz jeszcze nie mam zamiaru konczyć sam ze sobą. Może ktoś mnie wyręczy? Nie chcę być cholernym psychopatycznym gejem samobójcą. Ku mojemu zdziwieniu do pomieszczenia nie wszedł Simon lecz wysoka brunetką o przeuroczym uśmiechu. Czyżby kolejna kochaneczka, która mogłaby być jego córką?
-Cześć nazywam się Kaja.- usłyszałem jej melodyjny głos- Pewnie Simon ci o mnie nie wspominał ale już od kilku miesięcy jestem w Twoim życiorysie.- dziewczyna wzruszyła ramionami i poklepała mnie pokrzepiająco po ramieniu.-Słuchaj, ja naprawdę tego nie chciałam ale to co będzie pomiędzy nami nie musi stawać się prawdziwe. Rozumiesz?- pokiwałem przecząco głową zastanawiając się kto w tym pomieszczeniu ma nierówno pod sufitem- Ja czy Kaja?- Słuchaj Harry… może to brutalne ale…- dziewczyna smutno się uśmiechnęła i siadając naprzeciwko mnie szepnęła- Od dziś jesteśmy razem Hazz.

wtorek, 12 marca 2013

Rozdział 2 "Far away"


Krople deszczu spływały po szybie samochodu. Wpatrywałem się w małe, przezroczyste punkciki z zaciekawieniem. Łezki spływały delikatnie zakreślając łuk by po chwili złączyć się z innymi siostrami w jedność. Nienawidziłem wywiadów, jakiekolwiek pieprzonej paplaniny o tym, jacy jesteśmy idealni, piękni, młodzi, utalentowani... szczęśliwi. Kocham chłopców całym sercem ale nawet w tym momencie, kiedy spoglądam kontem oka na śpiącego Zayna, opierającego głowę o ramię wpatrzonego gdzieś w dal Liama- czuje, że jestem gdzieś daleko od nich. Miliony, miliardy kilometrów od osób, które kocham... a które coraz bardziej od siebie oddalam. Nie chcę tego, ale tak jest lepiej dla całego zespołu. Cierpię dla nich, zawsze i wszędzie zrobię dla nich wszystko... nawet skoczę w ogień. Tak bardzo są mi potrzebni ale nie mogę dopuścić ich do mojej osoby. To już nie jest ta sama relacja, odkąd moja choroba się rozwinęła, nawet do Liama nie umiem się odezwać jako osoba potrzebująca rady, wsparcia brata. Jestem chory, uświadomiłem to sobie kilka dni temu. Nie wiem, czy to depresja, schizofrenia, anoreksja czy może wszystko po kolei. Melancholia powoli mnie zabija, ale nic z tym nie robię. Po prostu, powoli oddaję całego siebie w ręce zimnej śmierci. Jestem ciałem tu na Ziemi, lecz dusza błąka się gdzieś pośród chmur. Pragnę być wolny, lecz jak mam do tego dojść? Jak ustabilizować swój stan psychiczny, skoro nikomu nie mogę zaufać. Brązowe tęczówki wypalają w moim sercu dziurę. Patrzymy na siebie, oboje wiemy co tak naprawdę jest ze mną nie tak, Liam zawsze był dobrym obserwatorem. Uśmiecham się do niego najszerzej jak tylko mogłem- jak kiedyś, jakby stary Harry wracał w przebłyskach. Proszę, Liam daj mi spokój- błagam w myślach lecz moje prośby nie zostają wysłuchane- jak zawsze. Odwracam wzrok powracając do swojego do swojego wcześniejszego zajęcia, gdy czuję przeszywający mnie na wskroś dotyk delikatnej dłoni. Zsuwam słuchawki z uszu i odwracam subtelnie głowę. Moje serce doskonale wie, że to Louis, lecz umysł jeszcze przez moment łudzi się, iż to Liam. Niebieskie, uśmiechnięte tęczówki... cholera.
-Harreh?- słyszę jego melodyjny głos, który echem odbija się po mojej głowie. Moje ciało zaczyna reagować na jego bliską obecność, o której na dwadzieścia minut udało mi się zapomnieć
-Mhm?- mruczę pod nosem próbując nie patrzeć w bezdenny  błękit jego oczu.
-Kiedy spałeś, w łazience znalazłem em.. no w sumie już nie ważne.- zakończył szybko i odwrócił wzrok. Zawstydził się mojego spojrzenia? Normalnie dążyłbym rozpoczęty temat, lecz ostatnio najmniejszy kontakt z przyjacielem wykończa mnie emocjonalnie. Więc tylko wzruszyłem ramionami i pół-uśmiechnąłem się. Byle szybciej do studia, byle szybki wywiad... bez pytań do mnie… przyspieszone spotkanie z Modest!  i do domu... po moje tabletki. Dlaczego nie wziąłem ich z szafki nocnej? Jeśli Louis choć zerknąłby na nie byłoby po mnie. Delikatna mżawka powoli zmieniała się w ulewę. Lubię deszcz, to kiedy włosy Louisa mokre przylepiają się do czoła, a ten wystawia język by posmakować choć jednej kropli z nieba. Jego dziecinne zachowania, na których punkcie waruję. Boże, czy ja naprawdę muszę być aż taki nienormalny? Nigdy nawet przez sekundę po mojej głowie nie rozbrzmiała myśl, że mógłbym być cholernym pedałem. Dlaczego? Ta bardzo się starałem za wszelką cenę zainteresować się dziewczynami, zmusić się do najmniejszego, intymnego kontaktu z nimi ale ja po prostu nie mogłem. To było dla mnie krępujące? Odpychające? Niewłaściwe? Tak trudno było określić emocje kierujące mnę, że wreszcie dałem sobie spokój i próbowałem przyjąć do wiadomości informacje o tym, iż ponownie odstaję. Po raz kolejny jestem inny. Nagle gdzieś pośród tych wszystkich pretensji do samego siebie pytań na które nigdy nie dostanę właściwej odpowiedzi znalazło się miejsce na kolejną możliwie źle podjętą decyzję. Ciężko będzie mi odejść z One Direction, lecz tak będzie lepiej- nie jestem tego pewny, ale jest to dobrym wytłumaczeniem więc zostawmy to w takiej formie. Nie mam pojęcia, czy kiedy wrócę do Holmes Chapel będzie czekało na mnie normalne życie i dobrze znana mi posada w piekarni. Nie chcę wiecznie siedzieć na utrzymaniu mamy, przecież chcę iść na studia czy kupić własne mieszkanie, a to wszytko kosztuje. Tak, może gdyby nie alkohol, papierosy i jakieś pseudo lekarstwa które miały mi pomóc uzbierałaby mi się na koncie całkiem niezłą kwota z pracy w zespole. Nic ze sobą nie zabieram, oprócz wspomnień i walizki  ubrań. Co do mojej decyzji żadna osoba się o niej nie dowiedziała, a więc nie mam zielonego pojęcia jak przejdzie mi to przez gardło. Myślę, że nikt nie zatęskni, rolę lidera już dawno zgarnął Zayn, przecież jak ja wyglądam? Wychudzony, kościsty, wory pod oczami większe niż kiedykolwiek, blade usta, spojrzenie bez błysku. Cudem jest to, że jeszcze nikt nie zobaczył jak bardzo się zmieniłem. Zapewne to sprawka Lou, która zawsze sprawi, że będę wyglądał olśniewająco i zjawiskowo w najgorszym dniu życia. Ach, Lou moja kochana Lou którą również dziś opuszczę. Boję się reakcji chłopców, przecież to będzie dla nich szok. Gazety i Internet oszaleją, a ja powoli osunę się w cień. Nie wiem czym się stałem, ale to co jest we mnie coraz bardziej boli. Wsłuchiwałem się w głos Rihanny śpiewającej Farewell. Chciałbym mieć pewność, że kiedy odejdę z zespołu będzie lepiej, że chłopcy ruszą z nagraniem płyty i trasą bez zbędnego balastu, którym ostatnio się stałem.
*
-Witajcie słuchacze Radia BBC 1, naszymi dzisiejszymi gośćmi są niepowtarzalni chłopcy z One Direction!- zapowiedziała nas przemiła blondynka z podekscytowanym uśmiechem na twarzy.
-Yeeeh!- odpowiedzieli chłopcy zgodnym, wesołym okrzykiem. Ja, jak to ja tylko uśmiechnąłem się delikatnie do niej i udawałem zainteresowanie rozmową która krążyła wokół tematu Zayna i Perrie, a także nowej płyty i singla, który mieliśmy dziś zaprezentować. Siedziałem tam i próbowałem grać swoją rolę, w duchu modląc się by nie padło pytanie w moją stronę. Jednak to się stało, kobieta odwróciła się do mnie i uśmiechając się pokrzepiająco zadała jedno pytanie, które nakazywało mi opowiedzieć o dzisiejszym opuszczeniu zespołu-Panie i Panowie właśnie teraz Harry Styles rujnuje swoją karierę, życie zakochanych nastolatek i rozbija zespół. Patrzyłem nerwowo na chłopaków i bawiąc się palcami zacząłem mówić, a właściwie dukać:
-Emm... A więc, dziś jest mój ostatni dzień w zespole, opuszczam One Direction.- zakończyłem patrząc z przerażeniem na czwórkę chłopaków. Niall zakrztusił się wodą, Liam nerwowo zaczął masować twarz dużymi dłońmi. Bałem się spojrzeć na Louisa, a więc omijając go szerokim łukiem spojrzałem na Zayna w którego brązowych oczach zaczęły gromadzić się lśniące łzy. -Chciałem wszystkich skrzywdzonych moją decyzją przeprosić.- dokończyłem  i zszedłszy z wysokiego krzesełka udałem się w stronę drzwi. Miałem nadzieję wyjść bez zbędnych szopek czy kłótni, ale w moim życiu nic nigdy nie było proste.
-Co do cholery?- usłyszałem łamiący się głos Louisa.
Powstrzymując łzy odwróciłem się w stronę przyjaciół i napotkałem te najpiękniejsze tęczówki w których błękicie tak często tonąłem bez pamięci.
-Bardzo Was wszystkich przepraszam.- szepnąłem przez łzy i zabierając swoją skórzaną kurtkę z pomarańczowej kanapy  wybiegłem czym prędzej ze studia. Zarzuciłem ramoneske na ramiona i w jej niezliczonych kieszeniach szukałem papierosów, które wczoraj zabrałem Zaynowi. Boże, Modest! mnie zabije, przecież jeśli Simon zorientuje się, że to wszystko przez Louisa zabije mnie, pokroi na małe kawałeczki, zje, wypluje i na koniec podepcze. No tak, w tamtym momencie myślałem, iż może to być najgorsze wyjście, ale mangament był tak nieprzewidywalny, że bardzo chętnie przyjąłbym wszystkie wyzwiska Simona i teamu niż to co miałem znosić dzięki nowej idei.





niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział 1 ''Inny rodzaj miłości''


Nikt nigdy nie pomyślałby, że Harry Styles z One Direction mógłby kochać kogokolwiek dłużej niż kilka miesięcy. No tak, może Harry Styles z One Direction nie, ale czy Harry Edward Styles urodzony w Holmes Chapel potrafiłby? Jeszcze dwa lata roześmiałbym się nerwowo zmuszając do kolejnego kłamstwa stwierdzeniem, iż potrafię kochać. Jeszcze 24 miesiące temu za najważniejszą rzeczą na świcie uważałem piersi i pupę płci przeciwnej. Chciałem uważać się za najbardziej heteroseksualnego chłopaka, który kiedykolwiek stąpał po powierzchni ziemi. Dokładnie "chciałem" ponieważ, uświadomienie sobie prawdy o mojej orientacji straszne bolało. Od zawsze potrafiłem kochać, lecz odsuwałem od siebie te uczucie gdy tylko po raz pierwszy zobaczyłem Louisa. Pamiętam dzień w którym po raz pierwszy go zobaczyłem. Nie, to nie było połączenie nas w zespół, te wydarzenie było tylko przypomnieniem o niebieskookim chłopaku z koncertu The Script. Pamiętam ten dzień, widok chłopaka od początku zpiorunował mnie, ale nie żeby to była miłość. Po prostu, czułem się inaczej, swobodniej. Przy tajemniczym brunecie mogłem być tym prawdziwym sobą. Długie miesiące po naszym spotkaniu myślałem o nim, lecz czas zamazał moje uczucia i pamięć o chłopaku z Doncaster. Później moje życie wydawałoby się być pozornie normalne; zacząłem śpiewać, pokochałem to całym sobą i kiedy los pokazał mi, iż bez tego nie potrafię już żyć, postanowiłem poświęcić się w całości muzyce. Stąd występ w X-factor. Połączenie mnie i chłopaków w zespół jest jednym z moich ulubionych wspomnień. Zyskałem trzech wspaniałych braci, i jedną osobę która zaopiekowała się moim szesnastoletnim sercem, które powoli rozpalało się miłością. Dwa długie lata a miłość do Louisa nie wygasa, lecz zaczyna parzyć coraz mocniej i boleśniej. Nigdy nie miałem dość odwagi by mu powiedzieć. Myśl o tym, że mógłbym zepsuć nasze stosunki była niczym sól na świeże skaleczenia widoczne na moich nadgarstkach, biodrach czy udach. Jestem słaby, kruchy niczym porcelanowa figurka przyozdabiająca salony zamożnych rodzin. Moje uczucie do mężczyzny zmieniało się w jakąś psychiczną klatkę utworzoną w mojej podświadomości. Oddychanie bolało mnie, poruszanie  bolało tak samo- samotne zasypianie bez jakiekolwiek cząstki jego ciała- bolało mnie mocniej niż kiedykolwiek. Życie mnie bolało, przerastało, zabijało mnie. Przegrywałem, bez próby walki. Oto cała prawda o mnie i toksycznym życiu które zatruwa mnie i wszystko dookoła. Harry, bezużyteczny, tchórzliwy Styles.  Zimno, przenikające mnie całego wbija sztylety w moje serce, krwawiące niczym moje nadgarstki w tej chwili. Nieudacznik. Nieudacznik siedzący na brzegu wanny zatapiający wszelkie bóle w alkoholu i ostrzu żyletki przecinającej kruchą skórę. Jeszcze jedno cięcie, styknięcie zimnej, ostrej powierzchni ze mną i uda mi się zasnąć spokojnie. Czwarte... piąte... szóste... dziesiąte. Nie mogę zliczyć już czerwonych kresek na mnie. Zamknąwszy oczy odchylam głowę do tyłu i zaklinam pod nosem. Dobrze znany ból przeszywa mnie i przynosi chwilowe ukojenie. Chowając żyletkę do kosmetyczki udaję się do pokoju i po prostu kładę na łóżku swoje bezwiednie ciało. Moje zielone tęczówki pozbawione blasku wpatrują się w sufit, niczym w oczy "przyjaciela". Zasypiam, odpływam, przynoszę sobie chwilowe ukojenie. 

-Ha-Harry, Boże czy ty-y jeszcze ży-yjesz?- słyszę roztrzęsiony głos współlokatora. Chcę wykrzyczeć to co czuję, w tej chwili a tym momencie ale powstrzymuje mnie ta cholerna bojaźń, pytanie co później? Otwieram oczy i widzę parę niebieskich, zapłakanych oczu pochylających się nade mną. Wczorajsza noc powraca do mnie w przebłyskach. Chłopcy wyszli do klubu, chcieli zaszaleć przed nierozpoczęciem trasy. Ja jak zawsze nie byłem w dość dobrym nastroju by iść i zacząłem "pozbawiać się jakiejkolwiek świadomości"- jak zwykłem mówić na picie do nieprzytomności i samookaleczaie się. Moje zajęcie znużyło mnie, i krwawiąc zasnąłem; mój cholerny, kolejny błąd. Wydaję z siebie jakiś nieokreślony dźwięk i uśmiecham się blado. Będzie dobrze, wybrniesz z tego. 
-Cześć Boo.- podnoszę swoje zwłoki do pozycji siedzącej, czego po chwili żałuję. Dochodzi do mnie również myśl, że Louis przeze mnie płacze, boi się o mnie. Wstaję i szybko obejmuje chłopaka wycierając jego gorzkie łzy rogiem poplamionej czerwoną cieczą bluzki "Harry {heart} Louis" (co jest kolejnym błędem do kolekcji).-Nie płacz, błagam.- przełykam gulę w gardle i czuje napływające do oczu łzy. Moje kolana miękną gdy czuję zamykające mnie w uścisku ramiona Louisa. Matko, umrę w jego ramionach z rozkoszy jeśli ten dotyk będzie trwał choć chwilę dłużej. 
-H-Hazz...- załkał wtulony w moje ramie, roztrzęsiony Tomlinson. Co ja zrobiłem? Miało być lepiej, miałem zapomnieć, uspokoić się na chwilę; a wszystko jak zawsze pod włos.- Nigdy więcej mi-i tego nie-e r-rób.- szeptała delikatna, męska postać w moich ramionach.
-Ni-Nigdy tak bardzo mnie nie strasz.- mruknąłem wprost do jego ucha krótką obietnicę, przerywając uścisk, który kosztował mnie tak wiele.-Dlaczego?- zapytał bezgłośne Loui. ,,Bo cię kocham"- mówię w myślach, lecz w prawdziwym życiu stać mnie tylko na wzruszenie ramionami.
-Może wziąłem za dużo grzybów halucynogenków i pociąłem się myśląc, że myję się gąbką?- śmieję się szczerze po raz pierwszy od kilku miesięcy. Louis mój Louis jest tu, stoi obok mnie i mówi do mnie wiązankę szybkich słów. Jest przy mnie a ja nie mogę mu wyznać swoich uczuć, pocałować, dotknąć jego dłoni. Jest zakazanym owocem w Edenie. Żyje, oddycha, egzystuje na moich oczach lecz jakby pod kloszem, chroniącym go przed dotykiem, innym rodzajem miłości, który mógłbym mu ofiarować. Wiem, że tak jest lepiej. Czuję to całym sobą, lecz waham się przed podjęciem ostatecznej decyzji. Przyzwyczaiłem się do bólu miłości, którą darzyłem bruneta- to było po prostu wpisane w mój codzienny grafik. Uczucie to nigdy nie dawało mi spokoju, chwili wytchnienia. Nawet we śnie widziałem część jego idealnego ciała, słyszałem jego głos, czułem miękkość skóry pod palcami. Louis William Tomlinson, chłopak dla którego cierpię od tak wielu miesięcy, mężczyzna otrzymujący moje serce na dłoni, dusza która na zawsze zawładnęła moimi uczuciami. Mogła to być każda inna osoba, lecz miłość nie wybiera, nie jest łaskawa i nie da o sobie zapomnieć- każde nawet najmniejsze zauroczenie wyryje coś w twoim sercu. Nikt, nigdy nie obdaruje Louisiego tak mocnym uczuciem, jestem pewien. To co mógłbym mu dać, to co chcę mu dać pozostaje nienaruszone od tak dawna. O wiele za długo, o wiele za daleko od jego serca. 
-Harry?- moje imię w jego ustach brzmi tak słodko, tak namiętnie... Nie, w cale nie myślę o tym jak bardzo chciałbym choć musnąć jego lekko zaróżowione wargi. Nagle czuję ten niezręczny moment, chemię, przyciągamy się do siebie, ciężkość chwili czuję na swoich barkach. Stoimy tutaj, w hotelowym pokoju numer 617 i patrzymy w swoje oczy zastanawiając się do czego dąży ten moment. Mój umysł wariuje gdy brunet niebezpieczne przekracza granicę mojego uczucia komfortu. Czy istnieje choć cień szansy, że on coś do mnie czuje? Muszę to przerwać, dla jego dobra, dla dobra One Direction. Czuje jego urywany oddech na swojej szyi i szepce jego imię chcąc go powstrzymać, lecz on tylko ucisza mnie.
-Chcę zobaczyć, czy cokolwiek poczuje.- nasze oddechy łączą się, chwila na którą czekałem dwa lata, przepełnione bólem, cierpieniem, nieprzespanymi nocami i myślami "Co by było gdyby...". Przechylam subtelnie głowę w lewą stronę, tak bardzo chcę dopasować się do jego perfekcyjnych ust. Kiedy to nadchodzi, chwila w której mam poczuć jego usta... słyszę otwieranie drzwi i wesoły ton Liam'a:
-Hey! Dziś spotkanie z Simonem, szykujcie się bo Niall dziś prowadzi samochód a on nie lubi czekać.

niedziela, 13 stycznia 2013

Prolog.

Myślę... myślę, że kiedy wszystko jest już skończone, to tylko wraca do ciebie w przebłyskach, rozumiesz? Jak kalejdoskop wspomnień, ale wszystkie po prostu wracają. Ale o n nigdy. Chyba jakaś część mnie wiedziała, że to się wydarzy. Nie chodzi o coś co powiedział albo zrobił. To było uczucie, które się wtedy pojawiło. I... szalone jest to, że nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek się tak poczuję. A nie wiem, czy powinienem. Wiedziałem, ze jego świat poruszał  się zbyt szybko i płonął zbyt jasno. Ale pomyślałem, jak diabeł może popychać cię do kogoś kto tak bardzo przypomina anioła, gdy się się do ciebie uśmiecha? Może on to wiedział, gdy mnie zobaczył. Pewnie po prostu straciłem równowagę. Chyba najgorszym uczuciem, nie była strata jego, to byłą strata mnie. 

 A kiedy zobaczyłem jego ciało upadające na ziemię po prostu rzuciłem mikrofon przerywając piosenkę. Nie pomyślałbym, że słowa ,,before you leave me today’’ okażą się, aż tak realistyczne, aż tak bolesne, aż tak prawdziwe. Podbiegłem do niego ze łzami w oczach i uchroniłem jego głowę przed mocnym uderzeniem w scenę. Ująłem w uścisk najdelikatniej jak tylko mogłem jego wychudzoną sylwetkę, dlaczego nie zauważyłem, że coś jest nie tak wcześniej?
-Louis…- wyszeptałem jego imię pozwalając łzom spływać powoli po moich policzkach.- Nie zostawiaj mnie… nie teraz.- tak przyznaję nie myślałem w tym momencie, po porostu obdarowałem jego usta delikatnym muśnięciem na oczach kilkuset przerażonych fanek. Niecodziennie widuje się swojego idola umierającego w dniu spełnienia swoich marzeń. Cisza… przewlekła cisza, która doprowadzała mnie do szału.- Bo Bear..- spróbowałem wytężyć zmysły, jeszcze raz usłyszeć jego głos.
-Dzwońcie do cholery po karetkę!- wrzasnął Liam schodząc ze sceny, lecz ja go nie słyszałem, nie chciałem słyszeć. Byłem nie obecny, krążyłem we własnych myślach i wspomnieniach opartych na mojej znajomości z Louisem, na mojej cholernej miłości do niego, która pozwoliła mi odkryć samego siebie.
-Haz…- usłyszałem cichy dźwięk wydobywający się z krtani przyjaciele.- Haz.. p-przepraszam, że nie powiedziałem wam wcześniej o tętniaku… ja.. ja..-  jedna samotna łza spłynęła po jego policzku, jednym muśnięciem wargi starłem ją.- Chciałem powiedzieć… wczorajsza noc…- jego głos zanikał gdzieś w ciemnościach tego drugiego wymiaru, próbowałem wychwycić słowa, zebrać to w całość ale jego głos drżał i łamał się za każdym, nowo wypowiedzianym słowem.- Bo ty dla mnie naprawdę coś znaczyłeś… zawsze.- i zamknął oczy szepcząc urwane w połowie zdanie Ja cię.. ja zawszę.. cię…
-Louis!- wrzasnąłem- Dokończ to cholerne zdanie!- wtuliłem się w jego półmartwe ciało i załkałem- Nie odchodź ode mnie… błagam Lou…. Nie teraz kiedy zdaję sobie sprawę, że jesteś najważniejszy.