wtorek, 12 marca 2013

Rozdział 2 "Far away"


Krople deszczu spływały po szybie samochodu. Wpatrywałem się w małe, przezroczyste punkciki z zaciekawieniem. Łezki spływały delikatnie zakreślając łuk by po chwili złączyć się z innymi siostrami w jedność. Nienawidziłem wywiadów, jakiekolwiek pieprzonej paplaniny o tym, jacy jesteśmy idealni, piękni, młodzi, utalentowani... szczęśliwi. Kocham chłopców całym sercem ale nawet w tym momencie, kiedy spoglądam kontem oka na śpiącego Zayna, opierającego głowę o ramię wpatrzonego gdzieś w dal Liama- czuje, że jestem gdzieś daleko od nich. Miliony, miliardy kilometrów od osób, które kocham... a które coraz bardziej od siebie oddalam. Nie chcę tego, ale tak jest lepiej dla całego zespołu. Cierpię dla nich, zawsze i wszędzie zrobię dla nich wszystko... nawet skoczę w ogień. Tak bardzo są mi potrzebni ale nie mogę dopuścić ich do mojej osoby. To już nie jest ta sama relacja, odkąd moja choroba się rozwinęła, nawet do Liama nie umiem się odezwać jako osoba potrzebująca rady, wsparcia brata. Jestem chory, uświadomiłem to sobie kilka dni temu. Nie wiem, czy to depresja, schizofrenia, anoreksja czy może wszystko po kolei. Melancholia powoli mnie zabija, ale nic z tym nie robię. Po prostu, powoli oddaję całego siebie w ręce zimnej śmierci. Jestem ciałem tu na Ziemi, lecz dusza błąka się gdzieś pośród chmur. Pragnę być wolny, lecz jak mam do tego dojść? Jak ustabilizować swój stan psychiczny, skoro nikomu nie mogę zaufać. Brązowe tęczówki wypalają w moim sercu dziurę. Patrzymy na siebie, oboje wiemy co tak naprawdę jest ze mną nie tak, Liam zawsze był dobrym obserwatorem. Uśmiecham się do niego najszerzej jak tylko mogłem- jak kiedyś, jakby stary Harry wracał w przebłyskach. Proszę, Liam daj mi spokój- błagam w myślach lecz moje prośby nie zostają wysłuchane- jak zawsze. Odwracam wzrok powracając do swojego do swojego wcześniejszego zajęcia, gdy czuję przeszywający mnie na wskroś dotyk delikatnej dłoni. Zsuwam słuchawki z uszu i odwracam subtelnie głowę. Moje serce doskonale wie, że to Louis, lecz umysł jeszcze przez moment łudzi się, iż to Liam. Niebieskie, uśmiechnięte tęczówki... cholera.
-Harreh?- słyszę jego melodyjny głos, który echem odbija się po mojej głowie. Moje ciało zaczyna reagować na jego bliską obecność, o której na dwadzieścia minut udało mi się zapomnieć
-Mhm?- mruczę pod nosem próbując nie patrzeć w bezdenny  błękit jego oczu.
-Kiedy spałeś, w łazience znalazłem em.. no w sumie już nie ważne.- zakończył szybko i odwrócił wzrok. Zawstydził się mojego spojrzenia? Normalnie dążyłbym rozpoczęty temat, lecz ostatnio najmniejszy kontakt z przyjacielem wykończa mnie emocjonalnie. Więc tylko wzruszyłem ramionami i pół-uśmiechnąłem się. Byle szybciej do studia, byle szybki wywiad... bez pytań do mnie… przyspieszone spotkanie z Modest!  i do domu... po moje tabletki. Dlaczego nie wziąłem ich z szafki nocnej? Jeśli Louis choć zerknąłby na nie byłoby po mnie. Delikatna mżawka powoli zmieniała się w ulewę. Lubię deszcz, to kiedy włosy Louisa mokre przylepiają się do czoła, a ten wystawia język by posmakować choć jednej kropli z nieba. Jego dziecinne zachowania, na których punkcie waruję. Boże, czy ja naprawdę muszę być aż taki nienormalny? Nigdy nawet przez sekundę po mojej głowie nie rozbrzmiała myśl, że mógłbym być cholernym pedałem. Dlaczego? Ta bardzo się starałem za wszelką cenę zainteresować się dziewczynami, zmusić się do najmniejszego, intymnego kontaktu z nimi ale ja po prostu nie mogłem. To było dla mnie krępujące? Odpychające? Niewłaściwe? Tak trudno było określić emocje kierujące mnę, że wreszcie dałem sobie spokój i próbowałem przyjąć do wiadomości informacje o tym, iż ponownie odstaję. Po raz kolejny jestem inny. Nagle gdzieś pośród tych wszystkich pretensji do samego siebie pytań na które nigdy nie dostanę właściwej odpowiedzi znalazło się miejsce na kolejną możliwie źle podjętą decyzję. Ciężko będzie mi odejść z One Direction, lecz tak będzie lepiej- nie jestem tego pewny, ale jest to dobrym wytłumaczeniem więc zostawmy to w takiej formie. Nie mam pojęcia, czy kiedy wrócę do Holmes Chapel będzie czekało na mnie normalne życie i dobrze znana mi posada w piekarni. Nie chcę wiecznie siedzieć na utrzymaniu mamy, przecież chcę iść na studia czy kupić własne mieszkanie, a to wszytko kosztuje. Tak, może gdyby nie alkohol, papierosy i jakieś pseudo lekarstwa które miały mi pomóc uzbierałaby mi się na koncie całkiem niezłą kwota z pracy w zespole. Nic ze sobą nie zabieram, oprócz wspomnień i walizki  ubrań. Co do mojej decyzji żadna osoba się o niej nie dowiedziała, a więc nie mam zielonego pojęcia jak przejdzie mi to przez gardło. Myślę, że nikt nie zatęskni, rolę lidera już dawno zgarnął Zayn, przecież jak ja wyglądam? Wychudzony, kościsty, wory pod oczami większe niż kiedykolwiek, blade usta, spojrzenie bez błysku. Cudem jest to, że jeszcze nikt nie zobaczył jak bardzo się zmieniłem. Zapewne to sprawka Lou, która zawsze sprawi, że będę wyglądał olśniewająco i zjawiskowo w najgorszym dniu życia. Ach, Lou moja kochana Lou którą również dziś opuszczę. Boję się reakcji chłopców, przecież to będzie dla nich szok. Gazety i Internet oszaleją, a ja powoli osunę się w cień. Nie wiem czym się stałem, ale to co jest we mnie coraz bardziej boli. Wsłuchiwałem się w głos Rihanny śpiewającej Farewell. Chciałbym mieć pewność, że kiedy odejdę z zespołu będzie lepiej, że chłopcy ruszą z nagraniem płyty i trasą bez zbędnego balastu, którym ostatnio się stałem.
*
-Witajcie słuchacze Radia BBC 1, naszymi dzisiejszymi gośćmi są niepowtarzalni chłopcy z One Direction!- zapowiedziała nas przemiła blondynka z podekscytowanym uśmiechem na twarzy.
-Yeeeh!- odpowiedzieli chłopcy zgodnym, wesołym okrzykiem. Ja, jak to ja tylko uśmiechnąłem się delikatnie do niej i udawałem zainteresowanie rozmową która krążyła wokół tematu Zayna i Perrie, a także nowej płyty i singla, który mieliśmy dziś zaprezentować. Siedziałem tam i próbowałem grać swoją rolę, w duchu modląc się by nie padło pytanie w moją stronę. Jednak to się stało, kobieta odwróciła się do mnie i uśmiechając się pokrzepiająco zadała jedno pytanie, które nakazywało mi opowiedzieć o dzisiejszym opuszczeniu zespołu-Panie i Panowie właśnie teraz Harry Styles rujnuje swoją karierę, życie zakochanych nastolatek i rozbija zespół. Patrzyłem nerwowo na chłopaków i bawiąc się palcami zacząłem mówić, a właściwie dukać:
-Emm... A więc, dziś jest mój ostatni dzień w zespole, opuszczam One Direction.- zakończyłem patrząc z przerażeniem na czwórkę chłopaków. Niall zakrztusił się wodą, Liam nerwowo zaczął masować twarz dużymi dłońmi. Bałem się spojrzeć na Louisa, a więc omijając go szerokim łukiem spojrzałem na Zayna w którego brązowych oczach zaczęły gromadzić się lśniące łzy. -Chciałem wszystkich skrzywdzonych moją decyzją przeprosić.- dokończyłem  i zszedłszy z wysokiego krzesełka udałem się w stronę drzwi. Miałem nadzieję wyjść bez zbędnych szopek czy kłótni, ale w moim życiu nic nigdy nie było proste.
-Co do cholery?- usłyszałem łamiący się głos Louisa.
Powstrzymując łzy odwróciłem się w stronę przyjaciół i napotkałem te najpiękniejsze tęczówki w których błękicie tak często tonąłem bez pamięci.
-Bardzo Was wszystkich przepraszam.- szepnąłem przez łzy i zabierając swoją skórzaną kurtkę z pomarańczowej kanapy  wybiegłem czym prędzej ze studia. Zarzuciłem ramoneske na ramiona i w jej niezliczonych kieszeniach szukałem papierosów, które wczoraj zabrałem Zaynowi. Boże, Modest! mnie zabije, przecież jeśli Simon zorientuje się, że to wszystko przez Louisa zabije mnie, pokroi na małe kawałeczki, zje, wypluje i na koniec podepcze. No tak, w tamtym momencie myślałem, iż może to być najgorsze wyjście, ale mangament był tak nieprzewidywalny, że bardzo chętnie przyjąłbym wszystkie wyzwiska Simona i teamu niż to co miałem znosić dzięki nowej idei.