Dokładnie pamiętam bolesne dni uświadamiania sobie mojej
orientacji. To było coś w rodzaju uderzającego mnie wspomnienia z przyszłości.
Louisa zawsze miałem pod ręką, jego uśmiech, głos, lazurowe tęczówki. Byliśmy w
trasie, najczęściej razem w hotelowym pokoju więc nigdy nie odczuwałem jakiejś tęsknoty
za nim. Naprawdę. Czułem po prostu, że jak reszta chłopców jest częścią mojego
wspaniałego życia. Lecz wystarczyła jedna noc kiedy czerwono włosa wtargnęła do
mojego idealnie ułożonego świata i zburzyła mury mojej harmonii. Po raz pierwszy
zobaczyłem ją po zakupach na Oxford Street. Razem z Zaynem wybraliśmy się na
mały spacer, oczywiście Louis miał iść z nami ale, jak się później okazało
nawciskał nam kitu mówiąc, że źle się czuje. Tego dnia miałem naprawdę dobry
humor, zresztą jak zawsze po udanym wypadzie z Zaynem. Miałem wrócić do domu i usiąść
przed telewizorem oglądając przy boku Tomlinsona po raz tysięczny ,,Mój brat
niedźwiedź’’ ale moje plany zostały bezczelnie zniweczone. Wkroczyłem do domu
nucąc pod nosem bliżej nieokreśloną melodię i wtedy to zobaczyłem. To nie było
zwykłe ujrzenie przyjaciela obściskującego się ze swoją, jak wywnioskowałem,
nową dziewczyną tylko… Jakby po prostu mój prywatny, ukochany pluszowy miś znalazł
sobie nowego przyjaciela. Czułem się w jakimś stopniu zdradzony. Każdy normalny
przyjaciel poszedł by do siebie, założył słuchawki na uszy i cieszył się
barkiem chęci do współżycia po zobaczonej na własne oczy akcji seksualnej. Ale
nie Harry Styles. Stałem tam jak wryty i patrzyłem jak Louis w nią wchodzi na
naszej ukochanej czerwonej kanapie. Słyszałem ich jęki, a moje serce po prostu
pękało. Nie wiedziałem co robić, przecież był tylko moim kumplem… Najlepszym
przyjacielem i nigdy nic więcej nie czułem, nigdy. Aż do tamtej chwili kiedy po
porstu zacząłem płakać i jak nastolatka o złamanym sercu wbiegłem na samą górę
pociągając nosem i skupiając załzawione oczy na schodach by się nie przewrócić.
Byłem dnem, totalnym zerem. Jak niby miałem mu wytłumaczyć, że przyglądałem się
jemu i dziewczynie w akcji przy tym zalewając się rzewnymi łzami? Byłem
spalony. Już czułem jak zmartwiony, a zarazem kipiący wściekłością wpadnie do
mojego pokoju ubrany tylko w czarne bokserki Calvin’a Klein’a, nie wiedząc czy
zacząć krzyczeć czy pytać co się stało. Chciałem tego, naprawdę pragnąłem
ujrzeć jego umięśnioną klatkę piersiową, rozczochrane włosy i idealne gładkie
dłonie. Cholera, wpadałem po uszy ale nie chciałem sam przed sobą tego
przyznać. Najdziwniejsze w tej całej sytuacji było to, że z drugiej strony
chciałem, żeby Louis został z dziewczyną co bezdyskusyjnie świadczyłoby o tym, iż
on jest normalny… A ja odchodzę od zmysłów myśląc czy naprawdę mógłbym być
odmieńcem i kochać kogoś… kogoś takiego jak ja. Przecież w życiu chodziło o to,
żeby dziurę czymś wypełnić. A nasz związek byłby totalnie niezgody z jakąś…
naturalnością? Z drugiej jednak strony miłość do kogokolwiek była jak
najbardziej naturalna. Gubiłem się, myśl goniła myśl a ja nie mogłem się uspokoić.
Potrzebowałem go, tak mocno, iż sam zastanawiałem się czy nadal mogę nazywać
się Harrym Stylesem. Bo zawsze istniała opcja, że ktoś podmienił moją duszę tuż
po przekroczeniu domu, prawda? Toczyłem jakąś bezsensowną bójkę Harry vs. Harry
ale tak naprawdę już każdy wiedział, że przegram. I wtedy usłyszałem trzask drzwi.
Louis znalazł się w moim pokoju kucając naprzeciwko mojej skulonej gdzieś w
rogu pokoju osoby.
-Hej, Harriet wszystko okej?- zaśmiał się subtelnie
obejmując mnie ramieniem. Miałem ochotę go rozszarpać ponieważ po raz kolejny
zakpił z mojej fryzury oskarżając ją o zbytnią kobiecość, ale po prostu powstrzymałem
się ponieważ po raz pierwszy w życiu pod wpływem jego dotyku rozpływałem się
jak śnieg w ludzkiej dłoni. Dokładnie tak, ja byłem małym białym puchem a Louis
chcącym roztobić mnie 36,6. Przyjaciel odgarnął na bok swoje brązowe włosy i
kciukiem przejechał po moim policzku. Dokładnie w tej samej chwili pomyślałem
czy jeszcze kiedykolwiek będę mógł nazwać go moim przyjacielem.
Londyn, Modest! Mangament Office.
Siedziałem samotnie na kanapie w jednym z pokoi należących
do Simona. Co ten dupek znowu chce? Ostatnim razem kiedy tu byłem czepiał się
mojego wymownego spojrzenia w stronę Louisa na Brit Awards. ,,Odchodzę’’
jest definitywne i nawet sąd mnie nie zmusi, żebym każdego kolejnego dnia
pozbywał się życia jeszcze delikatnie płynącego w moim żyłach. Ja chcę żyć,
może nie do końca ze świadomością Louisa i innej dziewczyny za ścianą w jego
łóżku, lecz jeszcze nie mam zamiaru konczyć sam ze sobą. Może ktoś mnie
wyręczy? Nie chcę być cholernym psychopatycznym gejem samobójcą. Ku mojemu
zdziwieniu do pomieszczenia nie wszedł Simon lecz wysoka brunetką o przeuroczym
uśmiechu. Czyżby kolejna kochaneczka, która mogłaby być jego córką?
-Cześć nazywam się Kaja.- usłyszałem jej melodyjny głos-
Pewnie Simon ci o mnie nie wspominał ale już od kilku miesięcy jestem w Twoim
życiorysie.- dziewczyna wzruszyła ramionami i poklepała mnie pokrzepiająco po
ramieniu.-Słuchaj, ja naprawdę tego nie chciałam ale to co będzie pomiędzy nami
nie musi stawać się prawdziwe. Rozumiesz?- pokiwałem przecząco głową
zastanawiając się kto w tym pomieszczeniu ma nierówno pod sufitem- Ja czy
Kaja?- Słuchaj Harry… może to brutalne ale…- dziewczyna smutno się uśmiechnęła
i siadając naprzeciwko mnie szepnęła- Od dziś jesteśmy razem Hazz.