Krople deszczu spływały po
szybie samochodu. Wpatrywałem się w małe, przezroczyste punkciki z
zaciekawieniem. Łezki spływały delikatnie zakreślając łuk by po chwili złączyć
się z innymi siostrami w jedność. Nienawidziłem wywiadów, jakiekolwiek
pieprzonej paplaniny o tym, jacy jesteśmy idealni, piękni, młodzi,
utalentowani... szczęśliwi. Kocham chłopców całym sercem ale nawet w tym
momencie, kiedy spoglądam kontem oka na śpiącego Zayna, opierającego głowę o
ramię wpatrzonego gdzieś w dal Liama- czuje, że jestem gdzieś daleko od nich.
Miliony, miliardy kilometrów od osób, które kocham... a które coraz bardziej od
siebie oddalam. Nie chcę tego, ale tak jest lepiej dla całego zespołu. Cierpię
dla nich, zawsze i wszędzie zrobię dla nich wszystko... nawet skoczę w ogień. Tak
bardzo są mi potrzebni ale nie mogę dopuścić ich do mojej osoby. To już nie
jest ta sama relacja, odkąd moja choroba się rozwinęła, nawet do Liama nie
umiem się odezwać jako osoba potrzebująca rady, wsparcia brata. Jestem chory,
uświadomiłem to sobie kilka dni temu. Nie wiem, czy to depresja, schizofrenia,
anoreksja czy może wszystko po kolei. Melancholia powoli mnie zabija, ale nic z
tym nie robię. Po prostu, powoli oddaję całego siebie w ręce zimnej śmierci.
Jestem ciałem tu na Ziemi, lecz dusza błąka się gdzieś pośród chmur. Pragnę być
wolny, lecz jak mam do tego dojść? Jak ustabilizować swój stan psychiczny,
skoro nikomu nie mogę zaufać. Brązowe tęczówki wypalają w moim sercu dziurę.
Patrzymy na siebie, oboje wiemy co tak naprawdę jest ze mną nie tak, Liam
zawsze był dobrym obserwatorem. Uśmiecham się do niego najszerzej jak tylko mogłem-
jak kiedyś, jakby stary Harry wracał w przebłyskach. Proszę, Liam daj mi
spokój- błagam w myślach lecz moje prośby nie zostają wysłuchane- jak zawsze.
Odwracam wzrok powracając do swojego do swojego wcześniejszego zajęcia, gdy
czuję przeszywający mnie na wskroś dotyk delikatnej dłoni. Zsuwam słuchawki z
uszu i odwracam subtelnie głowę. Moje serce doskonale wie, że to Louis, lecz
umysł jeszcze przez moment łudzi się, iż to Liam. Niebieskie, uśmiechnięte
tęczówki... cholera.
-Harreh?- słyszę jego melodyjny
głos, który echem odbija się po mojej głowie. Moje ciało zaczyna reagować na
jego bliską obecność, o której na dwadzieścia minut udało mi się zapomnieć
-Mhm?- mruczę pod nosem
próbując nie patrzeć w bezdenny błękit
jego oczu.
-Kiedy spałeś, w łazience
znalazłem em.. no w sumie już nie ważne.- zakończył szybko i odwrócił wzrok. Zawstydził
się mojego spojrzenia? Normalnie dążyłbym rozpoczęty temat, lecz ostatnio
najmniejszy kontakt z przyjacielem wykończa mnie emocjonalnie. Więc tylko
wzruszyłem ramionami i pół-uśmiechnąłem się. Byle szybciej do studia, byle
szybki wywiad... bez pytań do mnie… przyspieszone spotkanie z Modest! i do domu... po moje tabletki. Dlaczego nie
wziąłem ich z szafki nocnej? Jeśli Louis choć zerknąłby na nie byłoby po mnie.
Delikatna mżawka powoli zmieniała się w ulewę. Lubię deszcz, to kiedy włosy
Louisa mokre przylepiają się do czoła, a ten wystawia język by posmakować choć
jednej kropli z nieba. Jego dziecinne zachowania, na których punkcie waruję. Boże,
czy ja naprawdę muszę być aż taki nienormalny? Nigdy nawet przez sekundę po
mojej głowie nie rozbrzmiała myśl, że mógłbym być cholernym pedałem. Dlaczego?
Ta bardzo się starałem za wszelką cenę zainteresować się dziewczynami, zmusić
się do najmniejszego, intymnego kontaktu z nimi ale ja po prostu nie mogłem. To
było dla mnie krępujące? Odpychające? Niewłaściwe? Tak trudno było określić
emocje kierujące mnę, że wreszcie dałem sobie spokój i próbowałem przyjąć do
wiadomości informacje o tym, iż ponownie odstaję. Po raz kolejny jestem inny. Nagle gdzieś pośród tych
wszystkich pretensji do samego siebie pytań na które nigdy nie dostanę
właściwej odpowiedzi znalazło się miejsce na kolejną możliwie źle podjętą
decyzję. Ciężko będzie mi odejść z One Direction, lecz tak będzie lepiej- nie
jestem tego pewny, ale jest to dobrym wytłumaczeniem więc zostawmy to w takiej
formie. Nie mam pojęcia, czy kiedy wrócę do Holmes Chapel będzie czekało na
mnie normalne życie i dobrze znana mi posada w piekarni. Nie chcę wiecznie siedzieć
na utrzymaniu mamy, przecież chcę iść na studia czy kupić własne mieszkanie, a
to wszytko kosztuje. Tak, może gdyby nie alkohol, papierosy i jakieś pseudo
lekarstwa które miały mi pomóc uzbierałaby mi się na koncie całkiem niezłą
kwota z pracy w zespole. Nic ze sobą nie zabieram, oprócz wspomnień i
walizki ubrań. Co do mojej decyzji żadna
osoba się o niej nie dowiedziała, a więc nie mam zielonego pojęcia jak przejdzie
mi to przez gardło. Myślę, że nikt nie zatęskni, rolę lidera już dawno zgarnął
Zayn, przecież jak ja wyglądam? Wychudzony, kościsty, wory pod oczami większe
niż kiedykolwiek, blade usta, spojrzenie bez błysku. Cudem jest to, że jeszcze
nikt nie zobaczył jak bardzo się zmieniłem. Zapewne to sprawka Lou, która
zawsze sprawi, że będę wyglądał olśniewająco i zjawiskowo w najgorszym dniu
życia. Ach, Lou moja kochana Lou którą również dziś opuszczę. Boję się reakcji
chłopców, przecież to będzie dla nich szok. Gazety i Internet oszaleją, a ja
powoli osunę się w cień. Nie wiem czym się stałem, ale to co jest we mnie coraz
bardziej boli. Wsłuchiwałem się w głos Rihanny śpiewającej Farewell. Chciałbym
mieć pewność, że kiedy odejdę z zespołu będzie lepiej, że chłopcy ruszą z
nagraniem płyty i trasą bez zbędnego balastu, którym ostatnio się stałem.
*
-Witajcie słuchacze Radia BBC
1, naszymi dzisiejszymi gośćmi są niepowtarzalni chłopcy z One Direction!- zapowiedziała
nas przemiła blondynka z podekscytowanym uśmiechem na twarzy.
-Yeeeh!- odpowiedzieli chłopcy
zgodnym, wesołym okrzykiem. Ja, jak to ja tylko uśmiechnąłem się delikatnie do
niej i udawałem zainteresowanie rozmową która krążyła wokół tematu Zayna i Perrie,
a także nowej płyty i singla, który mieliśmy dziś zaprezentować. Siedziałem tam
i próbowałem grać swoją rolę, w duchu modląc się by nie padło pytanie w moją
stronę. Jednak to się stało, kobieta odwróciła się do mnie i uśmiechając się
pokrzepiająco zadała jedno pytanie, które nakazywało mi opowiedzieć o dzisiejszym
opuszczeniu zespołu-Panie i Panowie właśnie teraz Harry Styles rujnuje swoją
karierę, życie zakochanych nastolatek i rozbija zespół. Patrzyłem nerwowo na
chłopaków i bawiąc się palcami zacząłem mówić, a właściwie dukać:
-Emm... A więc, dziś jest mój
ostatni dzień w zespole, opuszczam One Direction.- zakończyłem patrząc z
przerażeniem na czwórkę chłopaków. Niall zakrztusił się wodą, Liam nerwowo
zaczął masować twarz dużymi dłońmi. Bałem się spojrzeć na Louisa, a więc
omijając go szerokim łukiem spojrzałem na Zayna w którego brązowych oczach
zaczęły gromadzić się lśniące łzy. -Chciałem wszystkich skrzywdzonych moją
decyzją przeprosić.- dokończyłem i zszedłszy
z wysokiego krzesełka udałem się w stronę drzwi. Miałem nadzieję wyjść bez
zbędnych szopek czy kłótni, ale w moim życiu nic nigdy nie było proste.
-Co do cholery?- usłyszałem
łamiący się głos Louisa.
Powstrzymując łzy odwróciłem się w stronę przyjaciół i
napotkałem te najpiękniejsze tęczówki w których błękicie tak często tonąłem bez
pamięci.
-Bardzo Was wszystkich przepraszam.- szepnąłem przez łzy i
zabierając swoją skórzaną kurtkę z pomarańczowej kanapy wybiegłem czym prędzej ze studia. Zarzuciłem
ramoneske na ramiona i w jej niezliczonych kieszeniach szukałem papierosów,
które wczoraj zabrałem Zaynowi. Boże, Modest! mnie zabije, przecież jeśli Simon
zorientuje się, że to wszystko przez Louisa zabije mnie, pokroi na małe
kawałeczki, zje, wypluje i na koniec podepcze. No tak, w tamtym momencie
myślałem, iż może to być najgorsze wyjście, ale mangament był tak
nieprzewidywalny, że bardzo chętnie przyjąłbym wszystkie wyzwiska Simona i
teamu niż to co miałem znosić dzięki nowej idei.